Świat oszalał i stanął na głowie. Jedno obostrzenie goni drugie aż może się człowiekowi w głowie od tego zakręcić. Podczas pierwszej fali koronawirusa w sklepach obowiązywała dezynfekcja dłoni i jednorazowe rękawiczki.
Wchodząc do każdego sklepu zastanawiałam się jaki to ma faktycznie sens. Rękawiczki jednorazowe. Przecież odkażam ręce zaraz przed wejściem do sklepu i jeśli robi to każdy (jak powinien), to czy dodatkowa ochrona w postaci woreczków jednorazowych (pomysłowość sklepów mnie zadziwiała) miała sens? Obudziła się we mnie ta mała część mojej duszy, która bardzo chce być ekologiczna i zero waste i ratować świat. Oburzyła się wręcz. Jak to? Dlaczego? To nie ma sensu. Niech każdy sklep postawi przy wejściu Pana/Panią ochroniarza/ochroniarz i powie, że ma pilnować tego, aby ludzie dezynfekowali ręce. Każdy. Bez wyjątku. Tak samo w wejściach do centrów handlowych mogliby pracownicy ochrony stać i pilnować, czy każdy przestrzega porządku.
Czy coś mogłoby w tym pójść nie tak? W końcu to nie maseczki, które odbierają nam wolność, więc może obyłoby się bez problemów?
Żeby nie było, nie jestem całkowicie na nie, jeśli chodzi o rękawiczki jednorazowe. Ubieranie ich podczas jazdy komunikacją miejską wydaje się już mieć więcej sensu, bo tu każdego nie upilnujesz. Nie wiadomo czego kto dotykał, czy nie zakasłał do dłoni (tak, niektórzy nie noszą maseczek albo ściągają maseczki żeby kaszlnąć).
Im dłużej się nad tym zastanawiam, to tym bardziej przekonuję się do noszenia rękawiczek jednorazowych. Może taka podwójna ochrona jest lepsza. Może chroni trochę bardziej. Może to takie na wszelki wypadek.
Lepiej chuchać na zimne i lepiej zapobiegać niż leczyć.
Uzbrojeni w maseczki, płyny dezynfekujące, rękawiczki jednorazowe, mydła antybakteryjne i mydła takie całkiem zwykłe jesteśmy gotowi na walkę z niewidzialnym wrogiem.
Tylko trochę żal i szkoda naszej planety, bo zakopujemy ją pod stertą rękawiczek i woreczków foliowych, a wystarczyło by myć dokładnie ręce i przestrzegać obostrzeń.
